No to jesteśmy!! Całą 25-osobową grupą przemierzyliśmy kilka tysięcy kilometrów, wszystko po to by podziwiać piękno norweskich fiordów. Były nurkowania, zwiedzanie, łowienie ryb a nawet zbieranie pszczelego miodu. Przeżyliśmy kolejną niesamowitą przygodę.
Tym razem wybór padł na dobrze nam znaną mała rybacką osadę położoną u wejścia do Josingfjordu, osadę o nazwie Bu. Wyruszamy wieczorem 8 października spod naszej bazy w Rydułtowach, pokonujemy trasę do Dani gdzie oczekujemy na wieczorny prom do Kristiansand. Pogoda w Dani nas nie rozpieszcza, pada deszcz, wieje zimny północny wiatr, wjeżdżamy na prom po to by po czterogodzinnym rejsie postawić nogę na norweskim lądzie. Ku zaskoczeniu grupy deszcz nie pada, jest w miarę ciepło, pokonujemy jeszcze 130 km. Trasa dość uciążliwa ale przecież na to się zdecydowaliśmy. Czy warto ? Myślę że tak, w końcu byłem tu już kilkanaście razy, jestem pewien że będzie się podobać grupie którą zabrałem ze sobą.
Wraz ze wspaniałą jak na październik Norweską pogodą dotarliśmy na miejsce, przywitał nas Olav nasz gospodarz norweg z krwi i kości, patrzy kto przyjechał, uśmiecha się i łamaną polszczyzną wita nas – Dzień dobry. Załatwiamy formalności, przenosimy sprzęt nurkowy do magazynku, rozpakowujemy rzeczy w hyttach, wlewamy paliwo do łódek wszystko po to by rozpocząć wędrówkę po Bu i okolicach.
Pierwszy dzień pobytu w Bu upłynął na odpoczynku po podróży oraz wstępnym nurkowo wędkarskim rekonesansie. Basia z Markiem wraz ze swoim sprzętem foto jako pierwsi wchodzą do wody ja z Darkiem bierzemy wędki by co nieco wyciągnąć z wody. Reszta grupy odpoczywa, zachwyca się widokiem rozciągających się wzdłuż i wszerz fiordów, porośniętych drzewami oraz polami wrzosów. Słychać szum morza zaś nad naszymi głowami latają dwa orły które uwiły sobie gniazdo na fiordzie znajdującym się za naszymi hyttami.
Wieczorem objadając się złowionymi rybami wymieniliśmy swoje spostrzeżenia układamy plan pobytu, Basia pokazuje zdjęcia które są jej największą pasją po nurkowaniu, podziwiamy.
Kolejny dzień zaczynamy od nurkowania, wchodzimy do wody, zanurzamy się przepływamy przez las brunatnic, dno zaczyna opadać, 5, 10, 15, 20 metrów i więcej płyniemy wzdłuż podwodnej wyspy której wierzchołek wynurza się do około 10 m. Już na początku spotykamy dużego homara który leniwie wychodzi ze swojej jamy by przyjrzeć się niecodziennym gościom. Płyniemy dalej grupa powoli porusza się do przodu, zagląda pod każdy kamień, tu i ówdzie spotykamy kraby a wokół nas pływają szybkie niczym torpeda czarniaki, 50 minut w wodzie czas wracać. Justyna nasz divemaster wypuszcza bojkę, powoli zaczynamy wynurzenie. Na twarzach widzę uśmiechy, nie spodziewali się tak ciepłej wody bo aż 14 stopni! nie to co na Hermanicach gdzie na co dzień nurkujemy. Rozkładamy sprzęt, płuczemy, wszyscy opowiadają swoje wrażenia z pierwszego nurkowania w Bu oraz wymieniają się spostrzeżeniami. Pompujemy butle po południu część grupy widząc nasz pierwszy połów zabiera wędki, wsiada na łódkę, wypływa w morze.
Czas płynie szybko, zapada zmrok, wieczór spędzamy przy uwędzonej makreli oraz pieczonej na grillu kiełbasie czas położyć się spać. Kolejny dzień, tym razem zwiedzamy, jedziemy do Sogndal by zobaczyć Rugestein – wielki ponad 16 tonowy głaz który można poruszyć jedną ręką, nikt nie dowierza a jednak da się to uczynić. Jest fajnie, napawamy się widokami, robimy zdjęcia, wpisujemy się do pamiątkowej księgi, powoli wracamy, popołudnie - co możemy robić ? Nurkujemy bo w końcu po to tutaj przyjechaliśmy, część naszej ekipy ta która nie nurkuje próbuje ponownie swoich sił z wędką w ręku, ku naszemu zdziwieniu dają radę bo przecież kto by nie dał rady chwycić ryby w Norwegi.
Kolejne dni mijają, eksplorujemy kolejne norweskie szlaki, zaczynamy od Anna Sira, grupa wspina się po skałach niczym kozice. Docieramy do wierzchołka fiordu po to by zejść w dół do kilku niesamowitych miejsc, przepięknej plaży czy osadzonej wśród firodów jaskini, wszystko trawa parę godzin, grupa daje radę. Wracamy, parę osób tych nie zmęczonych górską wędrówką wchodzi do wody idą na nocnego nurka, wynurzają się są zadowoleni. Czas zasuwa a to już prawie półmetek naszego wyjazdu. Następnego dnia Olav pyta czy pójdę z nim do pszczół po miód, coś nowego dla mnie, zgadzam się od razu, ubieramy się w pszczelarskie ubrania , pakujemy sprzęt na przyczepkę jedziemy. Odwiedzamy kilka pasiek, zbieramy ramki z miodem w miejsce zabranych wstawiamy nowe, wszędzie pszczoły, jedna wpada mi do buta i robi jak to Olav powiedział „PIK”, po kilku godzinach wracamy. Olav nie krył zadowolenia, nikt z jego rodziny od kilku lat nie chciał iść z nim do pszczół. Dla mnie to nowe doświadczenie więc jak będzie tylko okazja to czemu znów bym miał nie iść.
Pogoda wspaniała jak na tę porę roku, woda ciepła, ryb dużo cóż więcej nam potrzeba. Ostatnie dni pobytu chcemy wykorzystać w stu procentach, od rana nurkujemy, łowimy ryby, wędrujemy po górskich szlakach. Wieczory spędzamy na wspólnych biesiadach opowiadając nurkowe historie oraz snując nowe plany.
Pora wracać do domu, pakujemy sprzęt na samochód, żegnamy się, jedziemy, w drodze powrotnej odwiedzamy jeszcze Kristiansand. Grupa nie kryje zadowolenia co nie którzy dopytują się kiedy znów tutaj przyjedziemy, odpowiadam - za rok.
Czy było warto wrócić do Bu i pokazać swoim przyjaciołom jak wygląda skrawek norweskiego lądu, jak wygląda norweska flora i fauna? Jestem pewien że tak, bo warto wracać tam gdzie jest pięknie, gdzie można zanurzyć się pod wodę, zjeść dobrą świeżą rybę czy pochodzić po górskich szlakach.
Test i zdjęcia:
Instruktor nurkowania NAUI i ASTD Marek Mencel
zdjęcia podwodne: Barbara Glenc